To była najdziwniejsza premiera, jaką zdarzyło się nam napotkać na naszych targowych ścieżkach Starego i Nowego Świata – coś, co było prawdziwym hitem i niespodzianką pokazano przez dwa dni nielicznym przypadkowym szczęśliwcom, a potem starannie ukryto
Poprzedzający targi IWA & OutdoorClassics „taktyczno-służbowy” EnforceTac rozrasta się powoli w oddzielną imprezę i na dobrą sprawę powinien już zostać odłączony od targów cywilnych, jako byt osobny. Bo obie imprezy zaczynają ze sobą konkurować – co jest trochę bez sensu. Podobnie bez sensu jest utrzymywanie drugiego członu ET, czyli targów Unmanned Technologies & Security, zaszytych pod efektownym kryptonimem U.T.sec – bo stawiamy dolary przeciw orzechom, że większość zwiedzających w ogóle nie odnotowuje w swej świadomości istnienia tego bytu. Byt ów zgromadził w tym roku (według ulotki odgrywającej rolę katalogu imprezy) „aż” dwadzieścia dwie firmy, ale tylko dziewięciu wystawców, rozstawionych w foyer pomiędzy kasami a wejściem do hali EnforceTac. O samej hali i wejściu do niej za chwilę, bo teraz obiecana premiera – werble, napięcie rośnie, ta-dam! Proszę Państwa, oto G46!
Tak jest: Glock 46, czyli pierwszy nowy pistolet tej marki od chwili powstania. Glock GmbH to firma tak naprawdę jednego produktu, wytwarzanego od czterech dekad w kilkudziesięciu odmianach – pistoletów różniących się wielkością, kalibrem i kolorystyką, ale będących nieustającą wariacją na ten sam temat. Pod względem technicznym wszystkie Glocki są takie same, nawet jeśli ich części niekoniecznie są współzamienne. Najnowszy G46 jest po raz pierwszy od czterech dziesięcioleci inny. Inny, bo wreszcie rdzennie austriacki, czyli ryglowany przez obrót lufy – kontynuując tradycję Rotha M.7 i Steyra M.12, nieodłącznie kojarzących się z hasłem „austriacki pistolet”.
G46 jest przy tym konstrukcją specyficzną, bo tak jak nieryglowane Glocki 25 i 28 stworzoną z myślą o jednym, konkretnym rynku, i to zagranicznym: niemieckiej policji