Rozwój techniki zbrojeniowej wyznacza kierunki i odmierza kroki postępu cywilizacji – wiele można podawać przykładów na poparcie tej tezy: choćby telefon komórkowy i system geopozycjonowania GPS. Ale ta ogólna reguła zna wyjątki – przedmioty, które przetrwały w produkcji w prawie niezmienionej formie przez całe dziesięciolecia, epoki polityczne i obyczajowe
Takim wyjątkiem są (niektóre) pistolety. Tak naprawdę to tylko dwa, ale za to jakie!
Pierwszy to Colt M1911, skonstruowany i wprowadzony do uzbrojenia przed I wojną światową, w czasach koni, sterowców i parowych okrętów. Drugi, konstrukcyjnie młodszy zaledwie o lat dziesięć, ale marketingowo o ćwierć wieku, to bohater dzisiejszego testu: Browning Mle 1935 – zwany też FN Browning High Power, Browning HP – czyli Browning GP (jak Grande Puissance, „high power” po francusku). Oba związane nierozerwalnie z Johnem Mosesem Browningiem (choć pierwszy tylko z nim, a drugi nie tylko), oba produkowane po dziś dzień, choć w trudnej do porównania skali ilościowej. M1911 powstaje codziennie w niezliczonej masie klonów, kopii i podróbek, Mle 1935 produkuje obecnie tylko fabryka-matka, i to w ograniczonej liczbie sztuk. Ale pistolety wciąż są, działają, i radują serce tudzież oko!
Browninga GP używały lub jeszcze używają 63 kraje – od Algierii po Wielką Brytanię (choć tu w 2013 roku zastąpił go Glock 17). W czasie tylko II wojny światowej wyprodukowano blisko pół miliona sztuk tych pistoletów, w których wiele dostępnych jest na rynku kolekcjonerskim (czy też szerzej – na rynku broni używanej). To solidna konstrukcja, która się nie psuje, nie zużywa od strzelania, nawet bardzo intensywnego, i nawet silnie zabrudzona czy pordzewiała będzie dalej działać. Do tego niepowtarzalny charme konstrukcji zaprojektowanej w czasach art déco, z charakterystycznym dla tego okresu poszukiwaniem piękna w przedmiotach użytkowych, także w broni.
Pomimo licznych zmian konstrukcyjnych forma pistoletu zachowała się w większości do dziś, bo zmiany szczęśliwie dotykały głównie wnętrza broni. Ta niezachowana mniejszość to okładki chwytu, zastąpione w testowanym modelu gumową okładziną: brzydszą niż klasyczne drewniane deseczki, ale znacznie wygodniejszą przy strzelaniu, co też jest ważne.
W każdym razie osoby poszukujące broni klasycznie pięknej, nadającej się do codziennego używania i nie astronomicznie drogiej, a przy okazji możliwej do kupienia jako fabrycznie nowa (a nie używana) – powinny pomyśleć o Browningu. Niewiele już bowiem takich okazji zostało, gdy większość konkurencji oferuje plastikowce o nienachalnej urodzie mydelniczki.
Belgijskie pistolety są dostępne w krakowskiej firmie Knieja, która jest przedstawicielem Browninga (i Winchestera) na Polskę. Obecnie w ofercie fabryki w Herstal są trzy modele:
GP MK3S – jednolicie czarny, z lakierowanym szkieletem i zamkiem, plastikowymi okładkami chwytu i stałymi przyrządami celowniczymi (cena 4190 zł);
GP Silver Chrome – z chromowanym szkieletem i zamkiem, regulowanymi przyrządami celowniczymi marki LPA i gumowymi okładkami chwytu marki Pachmayr (cena 4290 zł);
GP Practical – z czarnym zamkiem i chromowanym szkieletem, regulowanymi przyrządami LPA, gumowymi okładkami chwytu Pachmayr i kurkiem z okrągłą główką, nawiązującym do pierwszych odmian FN GP (cena 4290 zł).
W tym numerze testowaliśmy tę trzecią wersję, dwukolorową, chyba zresztą najciekawszą