W szóstym roku wojny, gdy w III Rzeszy brakowało już niemal wszystkiego poza wrogami na wszystkich granicach, ktoś wpadł na rewolucyjny pomysł, że gdyby tak jednym strzałem wyrzucić dwa pociski, to szansa trafienia nimi w cel wzrośnie dwukrotnie! Tonący brzytwy się chwyta, więc Waffen-SS postanowiło spróbować
Pod koniec 1944 roku niemieckie naczelne dowództwo zdawało sobie sprawę, że walcząca na dwa fronty III Rzesza nie zdoła się obronić, mimo całego postępu technicznego i przewagi ogniowej zapewnianej przez nowoczesne karabiny maszynowe i ostateczne wprowadzenie (za późno i na zbyt niewielką skalę) nowatorskiego karabinu automatycznego, Sturmgewehra. Zasadnicze uniwersalne karabiny maszynowe, MG 34 i MG 42, strzelały w tempie odpowiednio 900 i 1200 strz./min. – ale nawet to okazało się niewystarczające, by zatrzymać nadciągające ze wschodu sowieckie hordy. Doświadczenia z eksploatacji wprowadzonych w ciągu 1944 roku lądowych wersji wycofanych z lotnictwa karabinów obserwatorskich MG 15 i MG 81 jasno pokazywały, że podniesienie szybkostrzelności nawet do 1600 strz./min. nie wystarczało, a w dodatku pozbawione szybkiego opływu chłodzącego powietrza szybkostrzelne karabiny podlegały nadmiernemu zużyciu i stawały się zawodne.
Ktoś z doświadczeniem być może myśliwskim (w strzelaniach śrutowych) zaproponował, by w łusce osadzić – zamiast jednej – dwie lub więcej kul
Ilustracje: WALLUP.NET i archiwum autora