Dwudziesta ósma edycja MSPO różniła się od dotychczasowych, bo różnić się musiała – tak, jak normalna gospodarka różni się od tej działającej w reżimach przeciwdziałania rozprzestrzeniania się wirusa SARS-CoV-2.
Losy tegorocznego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego ważyły się niemal do ostatniej chwili – w końcu nie bez powodu wszystkie podobne imprezy europejskie i większość z tych organizowanych na świecie zostały w tym roku odwołane, albo przeszły na formułę elektroniczną (prezentacja nowości na portalu targowym). Przyczyna jest oczywista: o ile można dyskutować, czy i jak poważnym zagrożeniem jest wspomniany koronawirus i pandemia powodowanej nim choroby COVID-19, to bezdyskusyjne jest to, że zgromadzenie w jednym miejscu i czasie, na ograniczonej przestrzeni, kilkunastu tysięcy osób z całego świata to proste proszenie się o kłopot. Zamknięcie całej gospodarki, jakie przetoczyło się w dwóch pierwszych kwartałach roku przez większość państw, wydaje się być działaniem mało racjonalnym i podyktowanym z jednej strony paniką, a z drugiej brakiem wiedzy o tym wirusie. Ale ograniczenie oczywistych punktów zapalnych – zlotów, festiwali, wielkich koncertów i właśnie targów – dyktuje po prostu zwykły zdrowy rozsądek. Targi można zresztą zorganizować na wiele sposobów, także w formule B2B (czyli business-to-business, bez udziału publiczności), pozostawiając tradycyjną otwartą formułę na lepsze czasy.
Problemem, z jakim musiały się zmierzyć Targi Kielce, jest uzależnienie miasta – a nawet całego regionu – od tutejszych imprez wystawienniczych
Ilustracja: Targi Kielce