„Wszystko już było” powiadają jedni, a drudzy dodają, że „Naśladownictwo jest najszczerszym z komplementów”. Jak zwał, tak zwał, ale udane modele broni szybko znajdują naśladowców – czasem w zdumiewających miejscach
W okresie II wojny światowej do różnych krajów świata trafiły dziesiątki i setki tysięcy amerykańskich pistoletów maszynowych, nie tylko archaicznych Thompsonów, ale i nowszych modeli: Reisingów, UD-42, czy M3, zwanych z racji podobieństwa do warsztatowego przyrządu Smarownicami (Grease Gun). Ten ostatni peem był dziełem konstruktora niemieckiego pochodzenia George’a Hyde’a i Fredericka Sampsona, technologa z Guide Lamp Division of General Motors, firmy produkującej wyposażenie samochodowe i z tej racji dysponującej odpowiednim wyposażeniem domasowego wytwarzania broni najnowocześniejszymi metodami głębokiego tłoczenia. Nowoczesna technologia sprawiała, że Smarownica była tania jak barszcz – tańsza nawet od Stena! – ale z drugiej strony jej wysokie wymagania sprzętowe (prasy o wielotonowym nacisku, tłoczniki, blachy spełniające wyśrubowane normy jakościowe) wykluczały produkcję konspiracyjną, w której królował Sten. Jego kopię można było zrobić w co drugim warsztacie samochodowym – i w krajach okupowanej przez Niemców Europy rzeczywiście powstawały ich setki i tysiące, na taką skalę, że w końcu sami Niemcy zaczęli je kopiować.
A jednak, mimo podjęcia prób produkcji także Stenów, w dwóch jakże odległych od siebie –geograficznie i mentalnie – krajach, Chinach i Argentynie, znaleźli się śmiałkowie, którzy uruchomili produkcje własnych kopii Smarownicy!