Dziwne są czasem koleje losu banalnych z pozoru rewolwerów lub pistoletów – wystarczy, że użyje ich ktoś znany, albo wobec kogoś znanego (a zwłaszcza jak oba te przypadki nastąpią łącznie), i z całkiem zwykłej, czasem wręcz tandetnej broni robi się nagle przedmiot niezwykły, budzący pożądanie kolekcjonerów
Pod koniec listopada na aukcji Christie’s w Paryżu sprzedano broń należącą do poety i pisarza Paula Verlaine’a – belgijski rewolwer sztyftowy systemu Lefaucheux, zakupiony w 1873 roku w jednym z brukselskich sklepów. Anonimowy nabywca zapłacił za niego 435 tysięcy euro, niemal dziesięć razy więcej, niż wynosiła cena wywoławcza. Dlaczego ten, w sumie pospolity i w dość kiepskim stanie technicznym, bębenkowiec uzyskał tak zawrotną wartość?
Otóż jest to chyba najsłynniejszy rewolwer w historii… francuskiej literatury. Stał się bowiem kluczowym elementem wydarzeń, w których udział brali Paul Verlaine – zaliczany do grona największych i najbardziej uznanych poetów francuskich, przedstawiciel impresjonizmu w literaturze, oraz Jean Nicolas Arthur Rimbaud – także jeden z najznakomitszych francuskich poetów, w naszym kraju chyba nawet bardziej znany od Verlaine’a. Obaj zaliczani są do grona tzw. poetów przeklętych (fr. poètes maudits), czyli grupy artystów zbuntowanych przeciw społeczeństwu, celowo przekraczających normy obyczajowe i prowokujących skandale. Charakterystycznym rysem ich biografii jest uzależnienie od alkoholu lub narkotyków, popadanie w konflikty z prawem i wczesna śmierć – po której szybko stawali się przedmiotem swoistego kultu. Wszystko to znalazło odzwierciedlenie w wydarzeniach związanych z naszym tytułowym rewolwerem.
Oto latem 1873 roku, w pokoju hotelowym w Brukseli, powodowany zazdrością Verlaine – będący pod wpływem alkoholu, co było wówczas jego stanem codziennym – postrzelił Rimbauda, swojego ówczesnego partnera. Jak przystało na poetę nie umiał się bronią skutecznie posłużyć, o zabijaniu nawet nie wspominając – ba, wygląda na to, że w ogóle nie miał pojęcia o broni (kto w 1873 roku kupuje lefoszkę!). Padły wówczas dwa strzały, jedna z kul trafiła Rimbauda w nadgarstek. Obrażenia kochanka nie były poważne, ale strzelanina w hotelu – nawet tylko dwustrzałowa – była wówczas wydarzeniem na tyle spektakularnym, że nie dało się jej zamieść pod dywan. A może władze chciały przy nadarzającej się sposobności dokuczyć dwóm francuskim skandalistom, nieco zbyt nowomodnym jak na brukselskie dziewiętnastowieczne standardy? W efekcie zdarzenia Verlaine został aresztowany, pospiesznie osądzony i osadzony na dwa lata w więzieniu w Mons – co zresztą miało istotny wpływ na jego późniejszą twórczość (nawrócił się tam na katolicyzm), choć nie wpłynęło na pohamowanie pędu do mocnych trunków.
Rimbaudowi w wyniku postrzału nic poważnego się nie stało, najwyraźniej nie żywił też do Verlaine’a żalu – obaj poeci spotkali się w 1875 roku w Niemczech, niedługo po zwolnieniu Paula z więzienia. Ale hotelowe wydarzenia także odbiły się na twórczości autora Statku pijanego – Arthur Rimbaud wkrótce porzucił pisanie i rozpoczął podróże po świecie, imając się przy tym przeróżnych zajęć. W lecie 1876 roku zaciągnął się na przykład do armii holenderskiej i popłynął na Jawę – ale szybko zdezerterował i powrócił do Europy, aby wylądować na Cyprze. W roku 1880 wyjechał do Afryki, gdzie cztery lata później założył – w Harar we wschodniej Abisynii (czyli obecnie Etiopii) – firmę handlującą… bronią