Česka Zbrojovka zaskoczyła wszystkich całkowicie nowym pistoletem samopowtarzalnym ze szkieletem polimerowym oraz iglicznym mechanizmem uderzeniowym o wyłącznym częściowym samonapinaniu – czyli P-10. Po premierach wariantu P-10C na targach SHOT Show oraz IWA wiemy już o nim dość, by podzielić się pierwszymi wrażeniami
Cel powstania P-10 był jasny: uzupełnić ofertę pistoletów służbowych i obronnych o alternatywne dla modeli kurkowych rozwiązanie mechanizmu uderzeniowego. Nie była to pierwsza tego typu próba CZUB, ale dotychczasowe doświadczenia z pistoletem CZ 100 były raczej zniechęcające, a i biuro konstrukcyjne miało inne, bardziej nie cierpiące zwłoki zajęcia.
Firma zaproponowała więc współpracę Wilhelmowi Bubitsowi, znanemu konstruktorowi austriackiemu, który właśnie zakończył współpracę z Caracalem. Mimo intensywnych zalotów nic z tego w końcu nie wyszło. Skoro tak, to od początku 2014 roku CZUB postanowiła raz jeszcze spróbować zmierzyć się z tematem, biorąc na warsztat dwie koncepcje pistoletu bezkurkowego. Autorem jednej była zajmująca się na co dzień konstruowaniem samochodów i zupełnie pozbawiona doświadczenia w tworzeniu broni firma MBtech, a drugi projekt zaproponował w ostatniej chwili jeden z konstruktorów z Uherskiego Brodu, Jiří Indruch.
Porównanie modeli funkcjonalnych obu pistoletów pokazało, że koncepcja Indrucha była prostsza i tańsza w produkcji, więc latem 2014 roku właśnie ją wybrano do dalszego rozwijania, którym oprócz autora koncepcji zajmował się także Ivan Filko – twórca pistoletów P-07 i P-09. Tym razem, zamiast rzucać się z motyką na słońce jak w przypadku równie oryginalnego, co nieudanego komercyjnie CZ 100, twórcy poprzedzili swą pracę troskliwą analizą rynku: co się Glockowi i jego dotychczasowym konkurentom udało – a co nie, co warto naśladować, czego unikać, a co zrobić lepiej, korzystając przy tym z 40-lecia praktycznego doświadczenia w eksploatacji glockokształtnych na całym świecie. Rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania – ergonomia i mechanizm spustowy nowego pistoletu udały się świetnie, a rynek po prostu eksplodował zamówieniami