Cywilne targi broni i przyległości nie mają w Polsce łatwego życia – od kiedy istnieje nasz miesięcznik, czyli od bardzo dawna, wciąż ktoś próbuje aktywować cykliczną imprezę tego typu, a największym problemem jest brak koordynacji takich inicjatyw.
Pod koniec marca na terenach Międzynarodowych Targów Poznańskich odbyła się druga edycja Euro Target Show – jak to określa organizator, „spotkania pasjonatów łowiectwa, strzelectwa, militariów i survivalu”. Przy czym słowo „pasjonat” występuje tu w jego potocznie odczytywanym obecnie sensie „miłośnik”, a nie w znanym klasycznej polszczyźnie znaczeniu „człowiek gwałtowny, łatwo wybuchający gniewem”. Dobrze, że język ewoluuje. Źle, że pod wpływem subkultury smartfonowej i translatora Google, ale mówi się trudno i żyje dalej.
Euro Target Show układa się w wyjątkowo marnie kojarzący się dziś skrót ETS, związany z klimatyczną pseudoreligią, ale sama impreza ma szlachetne korzenie – miała być efektem porozumienia, spajającego warszawskie i poznańskie targi łowiecko-strzeleckie w jeden byt, odbywający się naprzemiennie w tych dwóch miastach