Przez lata użytkownicy pistoletu sportowego Ruger swoje opinie o nim kończyli zwykle narzekaniem, że sama broń znakomita – „no ale to rozkładanie, to jakiś pomysł z piekła rodem”. Przez 68 lat odbijało się jak grochem od ściany, aż tu nagle – producent usłyszał!
Całkiem z cicha pęk, bez szumnych zapowiedzi, w roku 2017 firma Sturm, Ruger & Co. ni stąd, ni z owąd zaprezentowała nowe, już czwarte wcielenie pierwszej broni konstrukcji swego założyciela, nieżyjącego już od kilku lat Billa Rugera, Jr. – samopowtarzalnego pistoletu sportowego na naboje bocznego zapłonu.
Ciekawe – wszyscy znają tę broń, ale ona właściwie nie ma własnej nazwy i ciężko jednym słowem powiedzieć o co chodzi. Na początku to był po prostu Ruger – jak Luger, tylko przez R, zainspirowany zresztą wcale nie Parabellum, tylko Baby Nambu, które Bill kupił od powracającego z Pacyfiku weterana. Wraz z Alexandrem Sturmem Ruger założył firmę w stodole i w 1949 roku zaczęli produkować po prostu „pistolet Rugera” – bo był ich pierwszym i wówczas jedynym wytworem. Potem, gdy pojawił się model tarczowy Target z dłuższą lufą, ten pierwotny zyskał nazwę Standard. Ale że Ruger nie robił wtedy innych pistoletów, tylko rewolwery i broń długą, więc nadal wystarczyło powiedzieć po prostu Ruger Pistol. Kiedy po sprzedaniu 2 milionów bezimiennych pistoletów w 1982 roku pojawił się wariant II generacji, ulepszony przez dodanie bezpiecznika, zaczepu zamkowego i magazynka na 10 zamiast 9 nabojów, nadano mu nazwę Mk II – a wszystko, co powstało wcześniej stało się automatycznie modelem Mk I, choć nikt nigdy tej nazwy przez latami 80. nie używał. W 2002 roku pistolet przeszedł najpoważniejsze jak dotąd zmiany konstrukcyjne – zaczep magazynka przewędrował z dna chwytu na bok, pojawił się wskaźnik załadowania, wszystkie odmiany otrzymały regulowane celowniki, dodano bezpiecznik magazynkowy i zamek na kluczyk. Hunter, Full, Target, Standard, Competition – to były nazwy konfiguracji. Mark I, II, III czy IV – to nazwy generacji. A sam pistolet nadal się nie nazywał – i do dziś się nie nazywa, a wszyscy i tak wiedzą, o czym mowa, kiedy pada nazwa Ruger .22 Pistol.
Podobnie jak wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli okazję go demontować, pamiętają koszmar, jakim było rozkładanie – a zwłaszcza ponowne składanie – pistoletu Rugera, szczególnie ogranicznika skoku zamka i obudowy sprężyny uderzeniowej. Ten jedyny w swoim rodzaju balet, wymagający dziesiątków czynności i kręcenia pistoletem w górę, w dół, płasko, ukośnie, gumowego młotka, spinacza do papieru – wszystko po to, by włożyć jeden szpindelek ze sprężynką