Rok 2022 zaczął się z przytupem. Masowe protesty przeciwko pandemicznym restrykcjom przelewają się przez Austrię, Francję, Holandię, Niemcy… Po drugiej stronie globu Australia zamienia się w jeden wielki obóz koncentracyjny. Obłęd klimatyczny doprowadził do katastrofalnego wzrostu cen nośników energii – niemiecka prasa radzi, jak przetrwać zimę bez ogrzewania (zaklejając okna aluminiową folią, żeby odbijała do wewnątrz ciepło, które nachuchamy). Inne narody nie są tak potulne, co w Kazachstanie doprowadziło do poważnych zamieszek, ze zmianami politycznymi w tle – i odbudową rosyjskiego imperium.
Na tym tle konwulsje polskiego Nowego Ładu wydają się dziecinną igraszką – nasz narodowy bałagan jest na swój sposób uroczy. Minister nie wiedział, inny mu nie powiedział, ktoś nie zrozumiał – i zamiast jak zapowiadano więcej, większość dostała mniej pieniędzy. Oj tam, oj tam, za miesiąc się wyrówna. W ramach walki partii matki z inflacją i zmową światową na naszą szkodę, jeden jej ważny poseł chlapnął, że rząd przygotowuje się do wprowadzenia regulowanych cen na żywność. Kto żyje dłużej wie, dokąd to prowadzi – do reglamentacji dóbr, których po ustaleniu na nie cen przez rząd niechybnie zacznie brakować. I oto na Kubie, która wciąż uparcie wykuwa prawdziwy socjalizm, pod koniec zeszłego roku zabrakło papieru, na którym drukowano kartki. Czyli przed naszym rządem pozostało jeszcze trochę socjalizmu do wykucia…
Dla mnie najdziwniejsze jest, jak wiele młodych osób naprawdę żarliwie wierzy w socjalizm, który zapewni rozwiązanie problemów świata. A przecież wiadomo już od wielu lat, że on je tworzy, nie rozwiązuje. Tłumaczyła mi ten paradoks redakcyjna koleżanka Magda. Jej zdaniem to efekt kumulacji edukacyjnych eksperymentów oraz wpływu smartfonów i mediów społecznościowych na psychikę młodych ludzi. Ich oczy patrzą na świat przez różne ekrany, a przewijanie obrazków Instagrama czy wpisów Facebooka stanowi niekończące się pasmo krótkich, niepowiązanych komunikatów, gdzie jeden obraz czy tekst nie wynika z poprzedniego. Stąd dzisiejsi młodzi ludzie nie mieli szans nauczyć się rozumieć, że istnieje coś takiego jak związek przyczynowo-skutkowy. Oni odnotowują kolejne informacje, nie analizując ich kontekstu – są bezkrytyczni i chłoną jak gąbka to, co ktoś im wstawi na ekran.
To dobrze, że młodzież przejmuje się ochroną przyrody. Niestety, ona teraz bardziej przejmuje się ochroną klimatu, a to nie to samo. Młodzież wierzy, że gdy wprowadzi się całkowity zakaz wydobywania i spalania węgla, to uratuje się planetę. A jak to się dodatkowo napisze kredą na chodniku, to uratuje się być może nawet dwie planety. Pokolenie płatków śniegu – a każdy odmienny, delikatny i wrażliwy – nie zastanawia się, skąd bierze prąd ładowarka ich smartfona, ani dlaczego kaloryfer jest w zimie tak przyjemnie ciepły. Bo w szkole nie uczą się już fizyki ani geografii, które stresują, tylko jak wyrażać swoje emocje.
Mamy pokolenie ludzi, którzy niczego konkretnego nie umieją, tylko analizują, doradzają, zestawiają statystyki… Znajomy dyrektor tuż przed emeryturą zżymał się, że teraz w jego firmie energetycznej pracują sami fachowcy od Excela i Power Pointa, z których żaden nie ma mają pojęcia o energetyce. Sam pamiętam coś podobnego z czasów, gdy pracowałem w branży zbrojeniowej – pod koniec istnienia Bumaru byli tam już zatrudnieni niemal wyłącznie ludzie od robienia wykresów efektywności sprzedaży. Tyle, że nie było co sprzedawać, bo niczego już nie produkowano. I tacy specjaliści pracują teraz w ministerstwach – więc czemu się dziwić? I tak cud, że to wszystko jeszcze jakoś działa.
W tym roku numer styczniowy zdecydowaliśmy się połączyć z lutowym, bo nie wiadomo do końca co z tym Nowym Ładem wyjdzie – ale za to nie będziemy łączyć numerów wakacyjnych, żebyście Państwo mogli oddać się lekturze na zasłużonych wczasach w letnie popołudnia. I z tym w sumie optymistycznym przesłaniem zapraszam do lektury zimowego wydania miesięcznika – papierowo, elektronicznie lub na stronie www.strzał.pl