W ciągu dwóch wojen światowych Ameryka nie grzeszyła nowoczesnością w dziedzinie broni maszynowej – odkąd ją w ogóle przyjęła, to trzymała się Browninga M1917 i jego rozwinięć przez pół wieku. Ale jak już zaczęła, to na całego – na kolejne pół wieku
Dwudzieste stulecie Ameryka zaczynała uzbrojona w napędowe karabiny maszynowe systemu Gatlinga na korbę, które dopiero w czasie I wojny światowej ustąpiły prawdziwym karabinom maszynowym – Browningom M1917 z chłodzeniem wodnym i ich chłodzonej powietrzem odmianie M1919. Pozostały one podstawą uzbrojenia US Army w czasie obu wojen światowych i w Korei – a w pomocniczych zastosowaniach zwłaszcza w marynarce wojennej przetrwały jeszcze do końca wojny wietnamskiej.
Kiedy w latach 50. armia amerykańska złapała bakcyla nowoczesności, to w kosmiczno-atomowej wojnie przyszłości postanowiła skorzystać z bolesnych doświadczeń II wojny światowej, gdy zetknęła się z bardzo skuteczną niemiecką taktyką piechoty i jej podwaliną: uniwersalnym karabinem maszynowym w każdej drużynie.
Wojska amerykańskie lądujące w Afryce Północnej pod koniec 1942 roku napotkały tam jednostki Deutsche Afrikakorps, uzbrojone w znacznie więcej karabinów maszynowych niż one ich miały. W dodatku były to modele lżejsze, bardziej szybkostrzelne i stosowano je ze znacznie lepszym skutkiem. Niemieckie karabiny były też prostsze w konstrukcji, tańsze w produkcji, miały mniej części, szybkowymienne lufy i były zasilane bezpośrednio (czyli nabojami wyłuskanymi w suwie roboczym, przed dosłaniem i odpaleniem) z metalowej taśmy, niewrażliwej na warunki atmosferyczne. Na początku 1943 roku dotychczasowy frezowany MG 34 zaczął w dodatku ustępować miejsca nowemu tłoczonemu z blachy, masowo produkowanemu MG 42.
Pierwszy raport o konstrukcji zdobycznego MG 42 amerykańska Służba Uzbrojenia przygotowała już w lutym 1943 roku, a miesiąc później zapadła decyzja: przerobić na nabój .30-06 i skopiować. Przeróbka przez Saginaw Steering Gear Division of General Motors zaowocowała w październiku wielką klapą w badaniach – karabin maszynowy T24 po prostu nie był w stanie strzelać seriami dłuższymi niż 2–3 strzały. Fiasko T24 miało jednak pozytywne następstwo – zapoczątkowało prace nad nowym, krótszym nabojem, co ostatecznie doprowadziło do powstania amunicji T65, czyli 7,62 mm NATO.
Wraz z końcem wojny w ręce amerykańskie trafił jeszcze jeden fascynujący niemiecki karabin – tym razem automatyczny, dla spadochroniarzy: FG 42. Broń ta, w odróżnieniu od MG 42 działającego na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, uruchamiana była przez odprowadzenie gazów z lufy i używała doskonale znanego Amerykanom suwadła z obrotowym zamkiem, zapożyczonego z karabinu maszynowego Lewisa. Badania celności dowiodły, że FG 42 jest bardzo stabilny w ogniu ciągłym, ale najdłuższy magazynek do niego mieścił tylko 20 nabojów. Ktoś wpadł wtedy na szatański pomysł zbudowania doświadczalnego karabinu T44: FG 42 zaopatrzonego w otwieraną na bok pokrywę komory zamkowej od MG 42 i strzelającego z taśmy, przechodzącej pionowo przez broń, niczym w austriackiej Škodzie Model 1909. T44 powstał w filadelfijskich zakładach Bridge Tool & Die, po czym został przebadany przez Aberdeen Proving Ground w grudniu 1946 roku