Ten bardzo udany amerykański pistolet maszynowy powstał, by wysadzić z siodła Thompsona – lecz ostatecznie, z powodu błędu marketingowego wyprodukowany w zaledwie 15 000 egzemplarzach, pozostał praktycznie nieznany poza Europą oraz Chinami.
Druga wojna światowa była pierwszym i ostatnim konfliktem pistoletów maszynowych – jedynym, kiedy były one zasadniczym źródłem indywidualnej siły ognia na bezpośrednich odległościach starcia we wszystkich uczestniczących armiach. Z początku jednak niewiele na to wskazywało. Rozwój karabinów automatycznych i samopowtarzalnych pełnej mocy zdawał się coraz bardziej spychać w niepamięć średnio udane (w ocenie wojskowych) eksperymenty z indywidualną bronią automatyczną na naboje pistoletowe z czasów Wielkiej Wojny. Powodzenie i powszechność użycia pistoletów maszynowych w konfliktach o Gran Chaco i w Hiszpanii zaczęły jedynie otwierać oczy na pożytki z posiadania broni tej klasy. Trzeba jednak było dopiero oszałamiającej dla każdego racjonalnie myślącego wojskowego klęski Armii Czerwonej (nie mającej peemów) w starciu z armią fińską, która miała ich pod dostatkiem, by ta lekcja dotarła do ostatnich niedowiarków.
Nic więc dziwnego, że w 1940 roku w Ameryce ruszył prawdziwy wyścig zbrojeń w dziedzinie pistoletów maszynowych. Ponieważ Armia Stanów Zjednoczonych ich niemal nie miała, to wiadomo było, że tak jak ostatnim razem w 1917 roku było z karabinami maszynowymi, będzie ich na gwałt potrzebowała. A jak nie ona – to w Europie już drugi rok trwa wojna, więc żadne się nie zmarnują…
Kto żyw z producentów broni brał się zatem do konstruowania pistoletów maszynowych. Auto-Ordnance pod rządami Russela Maguire’a miała teoretycznie najprościej. Pistolet maszynowy Thompsona, do którego miała prawa nie tylko już istniał, ale nawet zdążył zostać wreszcie – po 20 latach przepychanek – przyjęty do uzbrojenia przez amerykańską armię, marynarkę, piechotę morską i straż przybrzeżną. Do tego pęczniał wielki portfel zamówień zagranicznych, z Francji i Anglii. Jedyne, czego Maguire’owi brakowało – to… samych pistoletów maszynowych w magazynie! Cały zapas Thompsonów już się rozszedł, a ich producent – Colt – ani myślał wracać do tak pracochłonnej i drogiej produkcji. Ostatecznie nowe M1928 i M1928A1 z przednim łożem zamiast chwytu, zamówiono w firmie Savage-Stevens, ale wdrażanie produkcji szło jak po grudzie. Wyrób był potwornie nietechnologiczny, powstał 20 lat wcześniej w pośpiechu i dostosowany był do panujących ówcześnie metod produkcji, ogromnie rozrzutnych zarówno w gospodarce materiałami, jak narzędziami