„- Я российский военный корабль. Предлагаю: сложить оружие и сдаться во избежание коровопролития и неоправданных жертв. В противном случае по вам будет нанесен бомбовый удар. Кaк поняли? Приём.
– Русский корабль, iди нахуй”
Ten krótki dialog jest kwintesencją wojny toczącej się na Ukrainie. Jak to ostatnio zazwyczaj bywa, wojny niewypowiedzianej, ale jak najbardziej realnej, krwawej i okrutnej. Wszystkie nasze myśli i serca są z Ukraińcami, a ruskiemu najeźdźcy kij w oko i niech „iди нахуй”, jak najszybciej. A ten cytat – dialog radiowy pomiędzy rosyjskim okrętem a ukraińską załogą Wyspy Węży na Morzu Czarnym wejdzie do klasyki wojennych bon motów, obok słynnego „- Merde!” gen. Pierre Charlesa Cambronne’a wypowiedzianego pod Waterloo.
Redakcyjny wstępniak w wydaniu papierowym naszego miesięcznika rozminął się z wydarzeniami – dosłownie w dniu, w którym rano rozpoczął się druk, rosyjskie wojska zaatakowały Ukrainę. Taki los czasopism. Przyznam, że nie sądziłem, aby putinowska Rosja mogła się posunąć do pełnoskalowej agresji, spodziewałem się raczej – tak jak to można przeczytać we wstępniaku – zajęcia i przyłączenia do Rosji samozwańczych „republik ludowych”. Ale podtrzymuję tezę, że Putin przelicytował i już przegrał, choć jego wojska wciąż sieją zniszczenie i śmierć. Ale same też są niszczone, bardzo często w kompromitujący je sposób – bo kolumny marszowe stają na drodze z braku paliwa, bo ruscy żołnierze dostają przeterminowane (i to o wiele lat!) racje żywnościowe, więc we własnym zakresie dożywiają się okradając sklepy i ludność cywilną, bo oddziały błądzą po okolicy, a czasami żołnierze po prostu porzucają sprzęt i uciekają. To przywodzi na myśl Wojnę Krymską lub konflikt z Japonią z 1905 roku, mamy podobne problemy logistyczne, z korupcją i nieudolnością w tle.
Ukraińcy walczą dzielnie, a używane przez nich zachodnie uzbrojenie na każdym kroku pokazuje swą przewagę nad rosyjskim, w dodatku często dość leciwym i w złym stanie technicznym. Kilkudniowy blitzkrieg się Putinowi nie udał, po kilkunastu dniach Ruscy są w większości przypadków wciąż w punkcie wyjścia. A ich straty są coraz poważniejsze.
Nie mam pojęcia, jak i kiedy ta wojna się wszystko skończy, ale nie wygląda to dobrze. Trudno wyobrazić sobie, żeby teraz Putin dostał od państw zachodnich propozycję wyjścia z tej awantury z twarzą i honorem, a z drugiej strony trudno też wyobrazić sobie, żeby sama jedna Ukraina pokonała militarnie Rosję. Zachodnie sankcje gospodarcze i pohukiwania, połączone z groźnym pogrożeniem palcem, na Putinie wrażenia na pewno nie zrobią – wszak przygotował się starannie do tej agresji, nawet jeśli praktyka obnaża braki tych przygotowań. A to znaczy, że Rosja ma zasoby na długotrwałą wojnę, choćby nawet kosztem własnego społeczeństwa – które kocha wielkomocarstwowe klimaty, więc o żadnym puczu nie ma mowy.
Czy USA i pozostałe państwa NATO mają tyle charakteru i determinacji, żeby uderzyć całą siłą na Rosję i zgnieść ją, niszcząc w pierwszej kolejności jej potencjał nuklearny? Wątpię… To zaś wydaje się jedynym, dającym szanse na sukces, wyjściem z sytuacji – bo politycznie pokój już został przegrany, wojna na Ukrainie trwa. A skoro przegrano pokój, wszystko dziś jedno dlaczego i przez czyje błędy, to pozostaje wygranie wojny. Tertium non datur.
Nasz Sejm proceduje ustawę o obronie Ojczyzny, który przewiduje powrót zasadniczej służby wojskowej dla młodych ludzi, ale w wersji dobrowolnej. Nareszcie! Dla zachęty można taką służbę połączyć z ułatwieniami w dostępie do broni dla przeszkolonych rezerwistów. Bo bez rozwinięcia mobilizacyjnego, opartego właśnie na rezerwistach, każde wojsko zawodowe staje się bytem jednorazowego użytku. Podobno obóz rządzący ma też – wreszcie! – zająć się naprawą przepisów regulujących dostęp do broni. Jeśli miałoby to odbyć się poprzez projekt zgłoszony w poprzedniej kadencji parlamentarnej przez klub Kukiz’15, to bardzo dobrze. Pozostaje trzymać kciuki. Oby tylko nie domontowano do niego różnych „świetnych pomysłów usprawniających”. Takich, jak pomysł posłów Nowej Lewicy dotyczący certyfikacji strzelnic, ogłoszony na łamach „Rzeczpospolitej” – ale to było jeszcze przed wojną, więc może tu też można liczyć na opamiętanie.
W tym trudnym czasie zapraszam do lektury marcowego numeru miesięcznika – papierowo, elektronicznie lub na stronie www.strzał.pl