Pod koniec października życie dopisało nowy rozdział do sprawy znowelizowanej dyrektywy „broniowej” Parlamentu i Rady, o której obszernie pisaliśmy w poprzednim numerze naszego miesięcznika
Otóż, Drodzy Czytelnicy, okazuje się, że sprawa dyrektywy (UE) 2017/853 z dnia 17 maja 2017 r. zmieniającej dyrektywę Rady 91/477/EWG w sprawie kontroli nabywania i posiadania broni wcale nie jest jeszcze zamknięta. Nasi południowi sąsiedzi – Czesi – złożyli skargę na ten akt, żądając stwierdzenia jego nieważności (sprawa C-482/17; Dz. Urz. UE 2017/C 357/06 z dnia 23 października 2017 r.). Niby było o tym wiadomo już od jakiegoś czasu, nawet wiceminister Zieliński wspominał o czeskiej skardze w swoim wystąpieniu podczas pierwszego czytania poselskiego projektu nowej ustawy o broni i amunicji (a polski rząd rozważa przystąpienie do niej w charakterze tzw. „interwenienta”), ale sama skarga nie była wciąż publikowana w urzędowym dzienniku Unii Europejskiej – a dopiero taka publikacja nadała jej właściwy bieg formalnoprawny. Ale wreszcie jest, i można się z nią zapoznać.
Co zarzucają dyrektywie Czesi?
Jak wynika z analizy tej skargi, czeskie zastrzeżenia są podobne do tych, które sygnalizowaliśmy na naszych łamach, opisując punkt po punkcie rozwiązania nowej dyrektywy i zastanawiając się przy tym nad sensownością niektórych z nich.
Przede wszystkim w skardze zgłoszono wątpliwości dotyczące kuriozalnych zapisów o zakazie posiadania niesławnych magazynków o pojemności ponad 20 nabojów (lub w przypadku broni długiej – ponad 10 nabojów). Zwrócono uwagę, że przepisy te, w tym zwłaszcza sankcja za ich niestosowanie, prowadzą do niejednoznaczności odnośnie tego, co jest legalne, a co nie jest. Jak bowiem i my sygnalizowaliśmy posiadanie samych magazynków tego rodzaju z jednej strony nie jest zakazane (nie jest to istotna część broni, więc może być w wolnym obrocie), ale z drugiej strony osoby posiadające pozwolenie na broń nie mogłyby ich posiadać, bo groziłyby za to sankcje w postaci cofnięcia pozwolenia… Bardziej absurdalnego rozwiązania być już chyba nie może, a w każdym razie tego typu zakazy oczywiście będą nieszczelne i aż się proszą o ich obchodzenie. Co można zrobić w sposób tak banalnie prosty, że nie będziemy tego nawet opisywać, licząc na własną inwencję Czytelników.
Krytykuje się również w skardze zaostrzenie przepisów spowodowane przesunięciami w zakresie kategorii broni – z niższej do wyższej – oraz uzupełnienie tych kategorii o nowe rodzaje broni. W tym zakresie wskazuje się, że prawodawca unijny poszedł niejako na skróty nie zważając na to, że przy okazji dokonuje przysłowiowego „wylania dziecka z kąpielą”. Zakazano bowiem w praktyce posiadania niektórych rodzajów broni samopowtarzalnej (w polskim tłumaczeniu dyrektywy z uporem godnym lepszej sprawy zwanej nieprawidłowo „półautomatyczną”), choć przecież terroryści nie używają w ogóle broni legalnie posiadanej, czy też zaostrzono uregulowania dotyczące replik broni – ponownie nie wiadomo po co i dlaczego, a przede wszystkim, jaki to ma związek z terroryzmem. Słuszne pytania, ciekawe czy doczekają się odpowiedzi.
Prawo nie działa wstecz!
Najcięższym (w sensie prawno-legislacyjnym) zarzutem jest jednak zakwestionowane rozwiązanie, które w istocie zmusza państwa członkowskie do przyjęcia regulacji z mocą wsteczną! Chodzi tu o wyciągniętą niczym królik z kapelusza datę 13 czerwca 2017 roku, która ma stanowić cezurę możliwości legalnego posiadania nabytej przed tym dniem broni, która na mocy dyrektywy przeszła z kategorii B do kategorii A (podkategorie A6, A7 i A8). Cały szkopuł jednak w tym, że data ta jest wcześniejsza niż termin implementacji dyrektywy, co powoduje, że ustalenie jej jako punktu odniesienia w państwach praworządnych nie powinno mieć w ogóle miejsca. Każda broń, która została nabyta przed dniem wdrożenia nowych, surowszych przepisów – w tym wypadku przepisów dyrektywy – i zgodnie z przepisami obowiązującymi w chwili jej zakupu, powinna być z mocy prawa uznana za posiadaną legalnie.
W tym stanie rzeczy trzeba oczekiwać na rozstrzygnięcie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który przesądzi, jakie będą dalsze losy zaskarżonej dyrektywy. My w redakcji będziemy oczywiście trzymać kciuki za powodzenie czeskiej inicjatywy. Namawiamy też do tego i Was, Drodzy Czytelnicy. A może powinniśmy zachęcić nasz rząd do aktywniejszego przyłączania się do inicjatywy naszych południowych sąsiadów? Bo jak będzie tylko o tym myślał i myślał, może przeoczyć termin – a to byłby wstyd, prawda?