Panowie Horace Smith i Benjamin Wesson założyli swoją pierwszą fabrykę broni w 1852 roku, by produkować broń na naboje bezłuskowe. Mało kto wtedy mógłby przewidzieć, że 115 lat później firma Smith & Wesson ożywi ich pomysł raz jeszcze – i to za pieniądze brazylijskiej spółki… cukrowniczej!
Swoje istnienie S&W M76 zawdzięcza wojnie w Wietnamie. A dokładniej popularności w szeregach Sił Specjalnych Armii (Zielonych Beretów) i Marynarki (SEAL) jednego wzoru broni, importowanego akurat z kraju, w którym ta wojna była wysoce niepopularna – Szwecji. Na początku działań w Wietnamie amerykańscy specjalsi mieli do dyspozycji jedynie rodzime wzory peemów z czasów II wojny światowej: Thompsona i Smarownicę. Oba były z racji użytego naboju niecelne i ciężkie, a ich ergonomia pozostawiała wiele do życzenia. Jedyną zaletą była dostępność – w magazynach leżały ich tysiące. Ich główne wady wynikały przede wszystkim z użycia amunicji .45 ACP. Przy takim naboju broń po prostu nie mogła być za lekka, bo strzelec nie dałby rady utrzymać żyjącego własnym życiem peemu na celu, a zamek mógł połamać komorę zamkową. Komandosi, mając do czynienia z wieloma modelami broni obcej, w której użytkowaniu ich szkolono (tę wiedzę mogli przekazywać członkom ruchu oporu organizowanego przez nich za Żelazną Kurtyną), przekonali się, że nabój do Colta ma wprawdzie wiele zalet – ale po prostu nie sprawdza się w roli amunicji do peemów. To właśnie w tych kręgach zrodził się pomysł przejścia na nabój 9 mm Parabellum, który sprawiał się w broni krótkiej i automatycznej znacznie lepiej