O rzeczach chowanych przed najeźdźcami przez zakopanie w ziemi od lat mawiano z przekąsem, że poszły do „banku ziemskiego”. Nie wszystkie jednak przedmioty zakopywane przed wejściem Armii Czerwonej miały tylko uniknąć grabieży – niektóre zakopywali organizatorzy hitlerowskiego ruchu oporu, Werwolfu, z myślą o dalszej walce.
W roku 1944, ponad pięć lat po wywołaniu II wojny światowej, armia III Rzeszy cofała się na wszystkich frontach. Ze wschodu parła niepowstrzymanie Armia Czerwona, zachodni alianci wylądowali 6 czerwca w Normandii, a 15 sierpnia na południowym wybrzeżu Francji, zaś we wrześniu dawni sojusznicy – Rumuni, Bułgarzy, Słowacy, nawet Finowie, wzorem Włochów rok wcześniej zmienili front i przystali do zwycięskiego obozu. Im bliżej sojusznicy byli granic Tysiącletniej Rzeszy, tym głośniej jej propagandowa tuba rozbrzmiewała zaklęciami. Aparat ministra Goebbelsa starał się rozbudzić wolę walki do ostatka i zachęcić do wytrwania w oporze, gdyż już wkrótce Cudowna Broń rzuci na kolana wrogów, ważących się naruszać święte granice Rzeszy i przyniesie Ostateczne Zwycięstwo. Ile warte były te wezwania dla samych niemieckich przywódców świadczą jednocześnie wszczęte przygotowania do organizacji własnej wersji ruchu oporu, prowadzone przez najlepszych specjalistów od zwalczania dotychczasowej antyniemieckiej partyzantki. To, czego się przez lata dowiedzieli o organizacji i prowadzeniu walki konspiracyjnej od Polaków, Belgów, Francuzów czy Sowietów, miało się teraz przydać w obliczu alianckiej inwazji. Pod koniec października Armia Czerwona wdarła się do Prus Wschodnich i zamek z marzeń Goebbelsa okazał się kupą piasku. Skoro zaklęcia nie podziałały, przyszedł czas na konkretne przygotowania do walki podziemnej.
Prowadził je resort Heinricha Himmlera, dysponujący największym doświadczeniem w zwalczaniu obcej partyzantki. Teraz Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt, RSHA) przystąpił do organizacji własnego jej odpowiednika – Werwolfu