Jednym z największych zagrożeń wojny pozycyjnej była rosnąca obecność snajperów. Każde spojrzenie ponad krawędzią okopu mogło być ostatnim – myśliwi zasadzali się na swoje ofiary po obu stronach. Jednak na nich czyhało to samo zagrożenie – jak tu wypatrywać wroga, kiedy samemu można zarobić kulkę?
Rozwiązanie – użycie peryskopu pozwalającego wyglądać ponad przedpiersie bez unoszenia nad nie głowy – podpowiedzieli inni bohaterowie Wielkiej Wojny, dowódcy U-Bootów. Dzięki peryskopowi, choćby najbardziej prymitywnemu – w postaci dwóch lusterek do golenia na patyku – można było się rozglądać, nie opuszczając (relatywnie) bezpiecznego okopu. Z czasem, podobnie jak w okrętach podwodnych, obserwacja przestała wystarczać i peryskopy zaczęto montować na broni jako urządzenia celownicze. W odróżnieniu jednak od wyrzutni torpedowej, broń tak używana nie mogła spoczywać w okopie, lecz musiała towarzyszyć obiektywowi ponad przedpiersiem, by móc kogokolwiek razić. Trzeba więc było jakoś rozwiązać problem obsługi broni umieszczonej piętro wyżej, ponad głową strzelca i niemal każdy z uczestników Wielkiej Wojny dorobił się swego własnego rozwiązania. W przyfrontowych warsztatach powstały dziesiątki takich urządzeń, a niektóre doczekały się nawet produkcji seryjnej – choć zwykle na niewielką skalę.
Ameryka, korzystając z podarowanej jej przez los szansy późnego przystąpienia do wojny, mogła opracować takie urządzenie zawczasu, korzystając z doświadczeń aliantów. Gdy 6 kwietnia 1917 roku ogłoszono stan wojny między USA a Trójprzymierzem, dwóch wynalazców: James L. Cameron i Lawrence E. Yaggi, obaj z Cleveland, Ohio, miało gotowe do produkcji urządzenie tego rodzaju. Podstawą ich projektu nie były jedynie mrzonki teoretyków: obaj mieli doskonałe pojęcie o warunkach prowadzenia działań w realiach wojny pozycyjnej, wiedzę z pierwszej ręki, nabytą w serii wizyt w okopach brytyjskich i francuskich
Ilustracje: WIKIMEDIA COMMONS i archiwum autora